środa, 20 stycznia 2016

Rozdział 5 Historia imienia.

Ranek minął mi szybko i bez problemowo. W szkole na pierwszych lekcjach tak samo. Większość nauczycieli była w porządku, ale i znaleźli się tacy co wręcz przeciwnie. Historia z panem  Harrisem minęła szybko i ciekawie, Zawsze lubiłam ten przedmiot i na szczęście   nie zawiodłam się. Później miałam angielski z panią Lucy Mills. Była to kobieta idealna do tego przedmiotu, który także należał do moich ulubionych. Oczywiście szczęście nie trwa wiecznie jak było w moim przypadku. Po jakże dwóch ciekawych lekcjach przyszedł czas na horror. Inaczej mówiąc geometria. Nie dość,że ten przedmiot nie należy do moich ulubionych to jeszcze nauczycielka tego horroru pani Dahlia Campbell znienawidziła mnie od razu. Nie wiem za co, ale jej uczucie oczywiście było odwzajemnione. Co więcej. Okazało się, że tą lekcje będę miała z brunetką z stołówki. Bomba. Po niemiłosiernie długim czasie zadzwonił dzwonek. Z radością go powitałam oczywiście tylko w myślach. Nie chciałam by ktoś to zauważył. Nie należę do osób, które są wylewne w uczuciach. Nie. Tak samo jak nie potrzebuję towarzystwa. Wolę wieść życie samotnika. Zawsze tak było i będzie. Sama dokonałam takiego wyboru. Ten rok i jak wszystkie poprzednie miałam zamiar wtopić się w tłum. Być tak zwaną " szarą myszką". Nie potrzebuję rozgłosu. Mam nadzieję, że mój plan wypali. Wszystko się dobrze zapowiadało, aż do tej sytuacji w stołówce. Ok, chcę być nie zauważona,ale nie pozwolę sobie by ktoś mnie obrażał lub mną rządził. Co to, to nie. Rozważając tak dotarłam do swojej szafki, odłożyłam podręczniki i zabrałam strój na w-f. Ruszyłam w stronę szatni by tam się przebrać co szybko zrobiłam. Mój strój składał się z krótkich czarnych spodenek, białego t-shirtu i czarnych halówek. Zadzwonił dzwonek i ruszyłam w stronę sali gimnastycznej. Tam byli już uczniowie, których wciąż przybywało. W końcu przyszli wszyscy. Oczywiście i tutaj nie miałam szczęścia. Tym razem tą lekcję miałam dzielić z blondynką z stołówki. Co za pech. Wreszcie przyszedł nasz nauczyciel pan Jim Jones. Do niego to akurat nic nie miałam. Lubiłam w-f, a on wydawał się w porządku. Najpierw sprawdził obecność, a później powiadomił nas,że dzisiaj zagramy w siatkówkę. Dla mnie spoko. Najpierw mieliśmy rozgrzewkę. Później pan dobierał nas w pary:
- Brown będziesz z Evans.
Na te słowa obie dziewczyny się skrzywiły. Nauczyciel wyczytywał kolejne nazwiska, aż wreszcie dotarł do mnie:
-Ramirez . Ty będziesz z... Williams.
Nie za bardzo wiedziałam o kogo chodzi,ale moja wiedza szybko została zaspokojona, ponieważ w moją stronę szła ... Nie zgadniecie kto. Blondynka z stołówki. Tak teraz nie już blondynka tylko panna Williams. Świetnie. Po prostu świetnie.Powitała mnie z tymi słowami:
-Widzisz jakie masz szczęście Ramirez ? Każda tutaj dziewczyna chciała by być na Twoim miejscu.
- Dobra daruj sobie. Może zamiast gadać pokażesz co potrafisz.
Powiedziałam a ona tylko się uśmiechnęła. Pan Jones gwizdnął i pokazywał nam ćwiczenia, które mamy robić. Nie powiem zdziwiłam się, że moja partnerka nie robi żadnych problemów. Co więcej dobrze wykonywała ćwiczenia. Oczywiście ja nie byłam gorsza. Po skończonych ćwiczeniach przyszedł czas na mecz. Tak i oto byłam w grupie z panną Williams i innymi dziewczynami. Zaczęła się gra. Grałyśmy dobrze. Przynajmniej moja drużyna. Blondynka nie powiem nie źle grała. Ja jej wystawiałam, a ona celne zbijała, a czasami na odwrót. Szczerze mówiąc tak jakby tylko my dwie grałyśmy z naszej drużyny,a reszta dziewczyn trzymała się z boku , czasami zagrywając. Było 15:24 dla nas. Musiałyśmy zdobyć jeszcze jeden punkt i koniec meczu. Ja byłam na zagrywce i to ja musiałam go zdobyć. Odbiłam kilka razy piłkę o podłogę by później ją podrzucić i odbić. Nagle wszystko się zatrzymało. Widziałam jak piłka leci w stronę boiska przeciwnika. Dziewczyny szykujące się do odbioru. Aż wreszcie piłkę odbijając się o podłogę w prawym końcowym rogu boiska i gwizdek. Wygrałyśmy. Zdobyłam punkt. Wszystko wróciło do normy. Dziewczyny z mojej drużyny ucieszyły się , nawet ja pod wpływem radości przybiłam piątkę z Williams. Szybko się jednak ogarnęłam i wróciła obojętność. Pan Jones bardzo się cieszył z mojej i Williams gry, więc dał nam piątki. Zadzwonił dzwonek. Ruszyłam do szatni by się przebrać. Szybko ubrałam na powrót moje czarne rurki, białą bokserkę i czarną bluzę. Założyłam jeszcze wysokie czarne trampki i wyszłam z szatni. Skierowałam się w stronę mojej szafki. Tam schowałam strój, zabrałam portfel i ruszyłam do stołówki. Zabrałam sałatkę, jabłko, jogurt i dwie butelki wody. Za wszystko zapłaciłam i ruszyłam w stronę stolika tam gdzie wczoraj usiadłam. Miałam szczęście. Nikt tym razem mi nie przeszkodził. Najpierw wypiłam pół butelki wody. Co jak co, ale mecz był męczący. Następnie wzięłam się za sałatkę, którą szybko zjadłam by później wziąć się za jogurt. Niestety nie zjadłam go kiedy zobaczyłam,że jest z owocami. Ble. Nie wiem jak ludzie mogą takie coś jeść. Wypiłam całą wodę z butelki. Spojrzałam na telefon, który obwieszczał mi ,że za chwilę jest koniec przerwy. Tak więc zabrałam swoje rzeczy i poszłam je wyrzucić zostawiając butelkę wody i tacę, którą  odłożyłam na miejsce. Byłam już przy wyjściu, gdy weszły Williams i jej przyjaciółka. Ich wzrok oczywiście padł na mnie. Wiedziałam,że to nastąpi, więc im szybciej to nastąpi tym lepiej. Williams zabrała głos:
-No Ramirez jak się dobrze składa. Wybiła Twoja godzina. To jak ? Jaka jest woja decyzja ?
- Pamiętaj. Od tego zależy Twoja przyszłość w tej szkole. - dodała brązowowłosa.
- Dziękuje za przypomnienie...- powiedziałam na końcu zadając nieme pytanie dziewczynie.
Ta na szczęście się skapnęła o co chodzi i mi odpowiedziała:
-Selena. Selena Torres. A o jest Taylor Williams.
Przedstawiła siebie i przyjaciółkę. Powiedziałam:
- Nie mam ochoty z Wami rozmawiać. Odwalcie się ode mnie. Nigdy mnie nie spotkałyście.
Kiedy skończyłam ruszyłam w stronę drzwi. Tam poszłam do swojej szafki zabierając książki do geografii.Szybko poszłam do klasy zajmując swoje miejsce na końcu sali. Uczniowie zaczęli zajmować swoje miejsce. Zadzwonił dzwonek. Wszyscy byli już obecni i czekaliśmy teraz na pana Rogersa Cooka, nauczyciela tegoż przedmiotu. Kiedy przyszedł zaczęła się lekcja. Oczywiście słuchałam go uważnie robiąc staranne notatki. Geografia nie należała do moich ulubionych przedmiotów, lecz to nie znaczy, żebym ją olewała i miała złe stopnie. Zawsze do nauka pomagała mi oderwać swe myśli od problemów. Była tak jakby ucieczką. Dlatego zawsze byłam wzorową uczennicą. Nigdy nie miałam problemów, nauczyciele mnie lubili. Moje tak jakby zamiłowanie do nauki nie wzięło się znikąd. Jak już wspomniałam do było oderwanie od rzeczywistości, która była dosyć brutalna dzięki mojej ciotce... Nagle usłyszałam dzwonek. Szybko zapisałam zadanie domowe z tablicy i ruszyłam do szafki by zabrać plecak, do którego włożyłam geografię, muzykę historię i geometrię oraz wodę. Zamknęłam ją i ruszyłam do sali gdzie mamy zajęcia z muzyki.

Muzyka. Tak. To jest druga rzecz, która odrywa mnie od świata. Uwielbiam wsłuchiwać się w melodię instrumentów, które pod wodzą wybitnych kompozytorów, muzyków tworzą niezapomnianą melodię, historię życia. Tak dla mnie to historia życia, ponieważ każda melodia, piosenka została stworzona poprzez jakieś ważne wydarzenie w życiu jego stwórcy, który pragnie upamiętnić ją właśnie tą melodią, pieśnią. To nic innego jak wyrażenie swoich uczuć poprzez muzykę. Dlatego tak ubóstwiam  muzykę. To nie tyko  dźwięki odgrywane przez kompozytorów. Nie. to przede wszystkim  ich historia i chęć wykrzyczenia swoich uczuć. Ja też chciałabym umieć powiedzieć o swoich uczuciach, ale niestety nie potrafię.

Zamyślenia wyrwał mnie głos. Kobiecy głos. Oburzony głos. Potrząsnęłam głową i spojrzałam przed siebie. Tam zobaczyłam... Nie da się tego opisać. Dziewczyna. Piękna dziewczyna. Wysoka, szczupła, ale zaokrąglona tam gdzie powinna. Ubrania z najwyższej półki. Pozycja zgrabna i pełna gracji. Aż wreszcie twarz. Niezapomniana. Choć widać na niej oburzenie to i tak jest zjawiskowa. Owalna twarz. Pełne różowe usta. Zgrabny nos. Blada cera, która ach tak kontrastuje z jej ostro rudymi falowanymi włosami sięgających jej do łopatek. I oczy. Tak. Piękne zielone oczy ciskające w moją stronę błyskawice  i zniecierpliwienie. Jeszcze raz pokręciłam głową i spojrzałam na nią mówiąc:
- Przepraszam,zamyśliłam się.
- No to właśnie widzę. Ale naprawdę,żeby mnie nie zauważyć.
Ogarnęło mnie zirytowanie i powiedziałam:
- No nie następna się znalazła. Heloł ja tu jestem dopiero drugi dzień, więc nie oczekuj,że znam od razu całą śmietankę towarzyską waszej szkoły.
Dziewczyna chciała coś powiedzieć, ale nie dałam jej dojść do słowa mówiąc dalej już poważnie zirytowana:
- Co może i Ty mi powiesz, że dajesz mi czas do jutra, żebym przemyślała swoją sytuację, i jutro Cie przeprosiła, bo inaczej mnie zniszczysz ?  Jeżeli tak to odpuść sobie, bo tego nie zrobię. Już tak mam przesrane u Williams i Torres, więc Ty mi odpuść. A tak w ogóle to kto Ty jesteś ? Jeszcze Cię nie widziałam...
Podniosła rękę na znak, żebym się przymknęła. Nie chętnie, ale zrobiłam to. Dziewczyna zmierzyła mnie wzrokiem i powiedziała:
- Nawet mnie nie porównują do tych zapatrzonych siebie laluń jakimi są Williams i Torres. Są wszystkim co garnę u ludzi. Zarozumiałe, wywyższają się od innych tylko dlatego, że mają bogatych rodziców. Żałosne. Obrażasz mnie porównując mnie do nich, a jeżeli chodzi o przeprosiny to powinnaś to zrobić, bo tego wymaga kultura osobista.
- Przepraszam, ale trochę się wkurzyłam.
- Dobra. Wybaczam, a teraz lepiej ić już na lekcję jeżeli nie chcesz opuścić ją całą.
- Zaraz to, która już jest ? - spytałam zdziwiona.
- Od 15 minut trwają lekcję. Lepiej leć.
Powiedziała rudowłosa,a ja jak na zawołanie ruszyłam biegiem w stronę klasy. Gdy już miałam wchodzić usłyszałam za sobą wołanie nie znajomej, więc się odwróciłam:
- Tak na marginesie Ramirez. Nazywam się Elizabeth. Elizabeth Ross.
Mówiąc to odwróciła się i z gracją wyszła z budynku. W szoku stałam sama na korytarzu aż wreszcie wzięłam się w garść i weszłam do klasy. Oczywiście wszyscy spojrzeli się na mnie. Przeprosiłam panią Ashley Lewis, nauczycielkę muzyki za spóźnienie i usiadłam na swoje miejsc. nie zwracałam uwagi na spojrzenia Williams i Torres , ani na to co mówiła nauczycielka. Mechaniczne pisałam notatkę. Myślami wciąż błądziłam do pięknej dziewczyny. Elizabeth. Trochę staroświeckie imię jak na te czasy no ale imienia się nie wybiera.
Ja mam na przykład Emilia, ale mi się nawet to imię podoba. Rodzice je wybrali chociaż inni chcieli, abym miała imię po babci czyli Anna. Podobno to była taka tradycja,że pierwsza  dziewczyna urodzona w mojej rodzinie otrzymywała mechanicznie imię po babci. Moi rodzice jednak się zbuntowali. Nie chcieli bym miała na imię Anna i jestem im bardzo wdzięczna za to. Podobno chcieli właśnie Emilia dlatego,że najlepsza przyjaciółka mamy, a zarazem moja matka chrzestna miała tak na imię. Dlaczego właśnie po niej ? To proste. Odbierała mój poród. Było to całkiem nie spodziewanie. Były na spacerze,bo był to okres świąteczny. Miałam się urodzić dopiero w styczniu, ale postanowiłam wcześniej odwiedzić ten świat.   Tak urodziłam się cztery  dni po Wigilii. 28 grudnia. Emilia, przyjaciółka mamy wezwała karetkę kiedy mamie odeszły wody, ale było za późno. Sama musiała odebrać poród, a warunki nie były najlepsze. No przecież park i to jeszcze w ostrą zimę nie jest najlepszym miejscem na poród. Ale właśnie w takim miejscu przyszłam na świat. Karetka dosyć szybko przyjechała i zabrała mnie i moją mamę do szpitala. Tam zrobili mi badania, ale przeziębiłam się co nie wróżyło dobrze noworodkowi i to jeszcze wcześniakowi. Chociaż z tym bym się kłóciła, bo okazało się, że miałam przyjść na świat pod koniec grudnia, więc to  się zalicza do przyjścia w odpowiednim czasie. Dobra nie za bardzo w odpowiednim, ale jednak.
Na takich wspomnieniach zeszła mi cała lekcja. Szybko się spakowałam i ruszyłam na parking. Tam szybko odpaliłam maszynę i ruszyłam do domu. Najpierw zrobiłam sobie obiad, czyli zupę pomidorową. Ostatnio coraz bardziej ją lubię, jednak i tak nie przebije rosołu. Gdy zupa była gotowa nalałam sobie porcję, którą ze smakiem zjadłam, a później jeszcze dwie dokładki. Zostało mi jeszcze trochę,więc to będzie też moja kolacja.  Następnie poszłam do kuchni pozmywać po sobie. Gdy już to zrobiłam poszłam do pokoju. am wyłożyłam książki. Poszłam jeszcze zrobić sobie herbatę i gdy znów szłam do pokoju tym razem z herbatą usłyszałam dzwonek do drzwi. Tak mam takie cacko. Poszłam odnieś herbatę do pokoju myśląc jednocześnie jak spławić natręta. Dzwonek zadzwonił jeszcze raz i jeszcze raz. Ktoś się tu niecierpliwi. Wreszcie stanęłam przed drzwiami. Wzięłam głęboki oddech i otworzyłam je. Na progu stała uśmiechnięta pani Scott,

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz