- Co panią do mnie sprowadza ?
- Ciekawość. -odpowiedziała po chwili.
- To znaczy ?- spytałam.
- Chciałam się dowiedzieć jak Ci się tutaj mieszka. Wszystko dobrze ? Nie ma żadnych problemów ?
- Jak widzi pani, jeszcze nie rozsadziłam tego domu.- powiedziałam z ironią.
- Właśnie widzę.- uśmiechnęła się delikatnie.- A jak w szkole ?
- Dobrze.- odpowiedziałam zdawkowo.
- Jak Ci się podoba ?- kobieta nie dawała za wygraną.
- Buda jak buda. Nic nadzwyczajnego. - powiedziałam po chwili.
Kobieta rozszerzyła oczy ze zdziwienia, ale po chwili podjęła temat:
- A nauczyciele ? Przedmioty ? Nie są takie jak oczekiwałaś ?
Ta kobieta zaczyna mnie wkurzać. Co za durne pytania. Co ją to w ogóle obchodzi ? Dobra. Spokój. Wzięłam głęboki wdech i odpowiedziałam :
- Nauczyciele jak nauczyciele. Nic nadzwyczajnego. Jedni lepsi, drudzy gorsi. Co nie zmienia faktu, że już ich nienawidzę zważywszy na to jaki zawód wykonują, czyli znęcanie się nad uczniami. To normalne, że nie pałam do nich z empatią zresztą jak każdy normalny uczeń.
Gdy mówiłam te słowa kobieta siedząca na przeciwko mnie ewidentnie była w szoku. Cóż, pewnie nie tego się spodziewała po wzorowej uczennicy. Jak widać pozory mylą. Uśmiechnęłam się i dokończyłam swoją wypowiedź:
- A jeżeli chodzi o przedmioty to oczywiście są dobre.Biorąc pod uwagę,że sama je wybierałam.
Pani Scott patrzyła się na mnie w milczeniu przez dłuższą chwilę. Ciekawe co teraz powie. Może wreszcie da sobie spokój ? Chwila otwiera usta, ale znowu je zamyka jakby się rozmyśliła. Siedzimy w milczeniu od dobrych pięciu minut i nic. Może przesadziłam ? Ale jeszcze nic takiego nie powiedziałam. O ruszyła się. No chociaż wiem, że żyje. Wzięła wdech i powiedziała:
- To dobrze. A masz może już jakieś koleżanki, przyjaciółki ?
Nie no. Tym pytaniem to mnie rozłożyła. HALO. Ja chodzę do tej szkoły z dwa dni i co ? Już mam mieć przyjaciółkę od serca, której wyjawię moje największe sekrety ? Coś tu chyba jest nie tak. Dobra. Ta kobieta chce być miła to ja też powinnam. Więc z względnym spokojem odpowiedziałam:
- Poznałam kilka osób.
- O. A kogo ? - spytała nad wyraz rozweselona kobieta.
Dobra dziewczyno myśl. O. A może , i zanim pomyślałam wypaliłam:
- Selena Torres, Taylor Williams...
- Torres i Williams ?- spytała zdziwiona.
- Tak. Zna pani je ?
- Oczywiście. Wszyscy znają te nazwiska. Są to dwie najbogatsze rodziny w całym mieście. Ich ojcowie to biznesmeni, którzy mają wiele sieci sklepów. Nie tylko tutaj, ale w innych miastach też. Oni powiększają majątki, a ich żony wspomagają miasto w ich imieniu. To właśnie im zawdzięczamy fundusze na nasze akcje. Ten dom powstał dzięki ich pomocy finansowej.
Tego się nie spodziewałam. Znaczy, wiedziałam, że są bogate, ale nie przypuszczałam ,że to dzięki ich kasie mam dach nad głową. Serio ? Lepiej być nie mogło. Mieszkam w domu ufundowanym przez Torres i William i dostaje ich pieniądze. Super, normalne ekstra. Chyba trochę za długo myślałam, bo pani Scott patrzyła się na mnie dziwnie i powiedziała:
- Wszystko w porządku ?
- Tak. - powiedziałam, bo co innego mogłam powiedzieć.
Zaraz moment. Coś mi zaświtało tylko najpierw trzeba się upewnić, więc:
- Pani Scott ?
- Tak ?
- Jak długo pani tu mieszka ?
Chyba zdziwiłam ją tym pytaniem, ale odpowiedziała mi :
- Od urodzenia.
- Czyli zna pani większość tutejszych ludzi ?
- Tak. Większość tak. Ale o co chodzi ?
Dobra trzeba to wykorzystać. Zaczęłam mówić:
- Bo widzi pani. Spotkałam dzisiaj pewną dziewczynę. Widziałam ją po raz pierwszy w szkole, a że nie mieszkam tu długo to pomyślałam sobie ,że może pani wie coś na jej temat .
- Tak, a o kogo chodzi ?
- O Elizabeth Ross.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz