poniedziałek, 30 listopada 2015

Rozdział 1 Witaj w domu

Łąka. Piękna kwiecista łąka. Pełna zieleni, kwiatów. Koło niej przepływa strumyk. Czysty piękny strumyk, który jaśnieje w blasku słońca. W tym strumyku płyną sobie różnorodne ryby. Małe, duże , średnie. A wszystkie są niebiańsko piękne. Widać po ich zachowaniu jak się cieszą ze swojego życia. Są wolne. Nikt ich do niczego nie zmusza. Płyną sobie spokojnie w tylko sobie znanym kierunku. Spoglądam w niebo. Jest takie błękitne. Nie ma na nim żadnej chmurki. Nawet malusieńkiej. Jest bez skazy. Na nim jest słońce, który świeci niesamowitym blaskiem. Minimalnie na mojej twarzy pojawia się uśmiech. Nie ma co. Trafiłam do raju. Nagle zawiał wiatr. Niebo zaczęło się chmurzyć. Chmury były tak ciemne, że zasłoniły słońce. Kwiaty, trawa. Wszystko zaczęło więdnąć. Ryby w strumyku zaczęły  opadać na samo jego dno z ostatnim tchnieniem. Wiatr wiał coraz mocniej. Z nieba zaczął lać deszcz. Chwilę później usłyszałam potężny grom. Było coraz ciemniej. Nie wiedziałam co robić. Wpadłam w panikę. Ze strachu zamknęłam oczy, a gdy je otworzyłam…
-Proszę niech się Pani obudzi.
Otworzyłam szybko oczy ale natychmiast je zamknęłam. Światło oślepiło moje oczy. Po chwili zaczęłam pomału je otwierać. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to kobieta w stroju stewardessy. Miała może z dwadzieścia sześć lat. Miała krótko ostrzyżone włosy, ładną cerę, mały nos, duże usta ale co najbardziej przyciągało w jej twarzy to duże piwne oczy. Uśmiechała się teraz do mnie mówiąc:
– O nareszcie się Pani obudziła. Proszę się przyszykować do wyjścia zaraz lądujemy.
Po czym uśmiechnęła się jeszcze raz i poszła do pozostałych pasażerów. Na początku nie rozumiałam o czym ta kobieta mówi ale po pięciu minutach zrozumiałam. Byłam w samolocie, który miał mnie wysadzić do … właśnie sama nie wiedziałam dokąd. Tam miała na mnie czekać  jakaś kobieta i zabrać do mojego nowego azylu. Samolot nareszcie wylądował. Ubrałam kurtkę, czapkę i apaszkę. Tak. Dobrze widzicie, bo chociaż jest lato dzisiejszy dzień jest bardzo chłodny. Po pięciu minutach wyszłam z samolotu i skierowałam się by odebrać swój bagaż. Po trzydziestu minutach szłam w kierunku wyjścia z lotniska. Przy wyjściu czekała na mnie kobieta. Była średniego wzrostu koło trzydziestki. Miała jasno-niebieskie oczy, włosy splecione warkocza koloru miodowego, małe usta, zgrabny nos.Była całkiem ładna. Uśmiechała się do mnie przyjaźnie. Otaksowałam ją wzrokiem. Miała założone jeansy, brązowe botki i beżowy płaszcz. Podeszłam do niej, a ona powiedziała:
-Witaj. Ty jesteś pewnie Emilia. Ja jestem Luzy Scott. Zawiozę Cię do Twojego nowego domu i wprowadzę w szczegóły.
-Dobrze.- odpowiedziałam.
Pani Scott pomogła mi z walizkami i wyszłyśmy na zewnątrz. Tam skierowałyśmy się do samochodu marki… właśnie sama nie widziałam. Nie jestem w tym dobra. Wygląda na samochód rodzinny i jest koloru czerwonego. Zapakowałyśmy moje walizki i weszłyśmy do auta. Pani Scott zaczęła mówić mi jaką trasę przejdziemy ale dowiedziawszy się, że będziemy jechać cały dzień wyłączyłam się i zapatrzyłam się w obraz za szybą.
-Emilia. Emilia słuchasz mnie ?
-Co ?
Pani Scott patrzyła na mnie. Co dziwne nie siedziała za kierownicą tylko stała koło moich drzwi, które jak się zorientowałam były otwarte. Kobieta widząc moje zdezorientowanie powiedziała:
– Mamy postój. Zatankowałam już więc teraz możemy iść coś zjeść.
Usłyszawszy słowo jeść jak na zawołanie zaburczało mi w brzuchu. Szybko wygramoliłam się z auta co było ciężkie zważywszy, że cała byłam  zdrętwiała. Zamknęłam drzwi za sobą, a pani Scott zakluczyła je. Dopiero teraz rozejrzałam się po okolicy i zobaczyłem, że stoimy na obszernym parkingu, który był do połowy zapełniony. Spojrzałam na budynek przede mną, który od razu rozpoznałam. Stałyśmy przed MacDonaldem.
-No  chodź. Musisz coś wreszcie zjeść.
Powiedziała kobieta i ruszyła do budynku. Po chwili ruszyłam za nią. W pomieszczeniu było trochę ludzi. W rzędach stały stoliki . Ściany były koloru czerwonego. Wg. nic specjalnego. Zwykły MacDonald. Zajęłyśmy stolik dwuosobowy przy oknie. Zdjęłyśmy płaszcze i ja usiadłam, a pani Scott spytała:
-Co dla Ciebie ?
– Poproszę 3 hamburgery, duże frytki, nuggetsy i dużą colę.
-Dobrze zaraz przyjdę.
Powiedziała i poszła. Nie mając co robić patrzyłam się bezmyślnie w obraz za oknem. Po jakimś czasie przede mną pojawiła się taca z moim zamówieniem.Podziękowałam i zaczęłam jeść. Dość szybko się uwinęłam zważywszy, że byłam bardzo głodna. Zostawiłam sobie jednego hamburgera oraz colę i zabrałam je do samochodu. Pani Scott powiedziała mi, że jeszcze 2,5 godziny drogi. Bez zastanowienia  założyłam słuchawki i włączyłam muzykę. Tak minęła mi reszta  podróży podczas, której zjadłam hamburgera i wypiłam colę. Zdjęłam słuchawki i zaczęłam oglądać obrazy za szybą. Po piętnastu minutach zobaczyłam znak, który pokazywał, że wjechałyśmy do miejscowości Channel-Port aux Basques . W mieście, który od dzisiaj miał być moim domem. Jechałyśmy jeszcze   z dwadzieścia minut i wreszcie zatrzymałyśmy się. Pani Scott zaparkowała przed małym domkiem. Był on koloru jasnofioletowym, czerwonym dachem i z ciemnobrązowymi drzwiami. Obok niego stał tak jakby mały garaż, który ze spokojem mógł pomieścić samochód pani Scott , a był on w średnim rozmiarze o kolorze takim samym jak domek. Starsza kobieta pomogła mi wyciągnąć walizki i razem ze mną weszła. Zatrzymała się przed drzwiami. Z kieszeni płaszcza wyjęła klucze i otworzyła drzwi. Puściła mnie przodem. Znajdowałam się tak jakby w korytarzu. Na ścianie wisiały wieszaki na płaszcze, które od razu tam powiesiłyśmy. Pod nimi znajdowała się szafka prawdopodobnie na buty koloru jasnobrązowego. Ściany były koloru błękitnego . Ruszyłyśmy dalej. Weszłyśmy do kuchnio-jadalni.  Były tam szafki, lodówka, kuchenka, stół, krzesła. W skrócie wszystko co potrzebne w kuchni. Meble były koloru jasnego brązu, a ściany koloru beżowego. Udałam się do drugiego pokoju tam zobaczyłam dwuosobowe łóżko szafę na ubrania, biurko, a na nim laptop. Kolory ścian były śliwkowe, a meble ciemnobrązowe. Pościel na łóżku też miałam śliwkową. Na podłodze był puszysty i miękki dywan. Oczywiście śliwkowy. Położyłam tu walizki. Następnie poszłam do kuchnio-jadalni gdzie czekała na mnie pani Scott. Uśmiechnęła się do mnie i spytała:
-I jak ? Podoba się ?
-Tak. Dziękuje.
-Nie masz za co dziękować. Choć usiądziemy to Ci wszystko wyjaśnię.
Tak więc usiadłyśmy i pani Scott mi wszystko wyjaśniła. Do szkoły będę chodziła do tutejszego liceum na ostatnim roku . Plan mam już w biurku razem z podręcznikami i innymi rzeczami do szkoły. Wiem gdzie znajduje się szkoła, a w razie czego mam ją zaznaczoną na mapie miasta . Wiem też gdzie jest biblioteka, sklepy, kino, boisko i różne takie. Pieniądze mieli mi przesyłać co miesiąc na konto. Mam trochę oszczędności ale od razu postanowiłam, że znajdę pracę. Nagle wpadło mi do głowy pewne pytanie, które od razu zadałam:
-Jak ja mam dojeżdżać do szkoły? Są tu jakieś autobusy ?
Na to pytanie pani Scott uśmiechnęła się tajemniczo i powiedziała, że mam iść za nią . Zrobiłam tak. Wyszłyśmy na dwór i skierowałyśmy się do małego garażu. Pani Scott otworzyła go i zaświeciła światło. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Przede mną stała moja ukochana maszyna. Mój ukochany motocykl. Motocykl Yamaha 600ccm R6 YZF-R6R. W szoku spytałam tylko:
-Jak ? Skąd on się tu wziął ?
-Przywieźli go godzinę przed nami. Dobrze wiem jak nie chciałaś się z nim rozstać.
Powiedziała pani Scott, a ja powoli podeszłam do mojego kochanego motocykla . Delikatnie go dotknęłam i powiedziałam do niego, do siebie, pani Scott:
-Witaj w domu.

PROLOG

Ciemność. Wreszcie ciemność. Nareszcie. Ciemność zapadła zupełnie, a wraz z nią przeogromny ból. Tak. Nareszcie spokój. Po tylu cierpieniach nareszcie mam spokój.Ktoś pomyślał by sobie, że sama się o to prosiłam, że to przez moje zachowanie przeżyłam tyle zła. Ale ja myślę inaczej. To całe moje życie jest do niczego. Cała JA jestem do NICZEGO !!! Pewnie myślicie, że mówię bzdury, że na pewno tak źle nie jest. Ale tak jest ! Co więcej Ja sobie na to zasłużyłam !!!  Choć kiedyś myślałam inaczej TERAZ  jestem pewna, że jedynie na co zasługuje to cierpienie, nienawiść i ból. Tak. Tylko na to. Teraz pewnie myślicie, że jestem wariatką. Dlatego pragnę przytoczyć Wam moją historię, abyście wiedzieli i zrozumieli dlaczego tak myślę…

WITAM !!!

Witajcie mam na imię Martyna i postanowiłam napisać to opowiadanie. Będzie ono o dziewczynie, która w życiu wiele przeszła. W tym opowiadaniu dowie się m.in. co to jest przyjaźń i miłość bliskich, rodziny. Jednakże, żeby poznać te uczucia wkroczy do innego świata, z którego nie ma już powrotu… Serdecznie zapraszam. ;D