środa, 20 stycznia 2016

Rozdział 5 Historia imienia.

Ranek minął mi szybko i bez problemowo. W szkole na pierwszych lekcjach tak samo. Większość nauczycieli była w porządku, ale i znaleźli się tacy co wręcz przeciwnie. Historia z panem  Harrisem minęła szybko i ciekawie, Zawsze lubiłam ten przedmiot i na szczęście   nie zawiodłam się. Później miałam angielski z panią Lucy Mills. Była to kobieta idealna do tego przedmiotu, który także należał do moich ulubionych. Oczywiście szczęście nie trwa wiecznie jak było w moim przypadku. Po jakże dwóch ciekawych lekcjach przyszedł czas na horror. Inaczej mówiąc geometria. Nie dość,że ten przedmiot nie należy do moich ulubionych to jeszcze nauczycielka tego horroru pani Dahlia Campbell znienawidziła mnie od razu. Nie wiem za co, ale jej uczucie oczywiście było odwzajemnione. Co więcej. Okazało się, że tą lekcje będę miała z brunetką z stołówki. Bomba. Po niemiłosiernie długim czasie zadzwonił dzwonek. Z radością go powitałam oczywiście tylko w myślach. Nie chciałam by ktoś to zauważył. Nie należę do osób, które są wylewne w uczuciach. Nie. Tak samo jak nie potrzebuję towarzystwa. Wolę wieść życie samotnika. Zawsze tak było i będzie. Sama dokonałam takiego wyboru. Ten rok i jak wszystkie poprzednie miałam zamiar wtopić się w tłum. Być tak zwaną " szarą myszką". Nie potrzebuję rozgłosu. Mam nadzieję, że mój plan wypali. Wszystko się dobrze zapowiadało, aż do tej sytuacji w stołówce. Ok, chcę być nie zauważona,ale nie pozwolę sobie by ktoś mnie obrażał lub mną rządził. Co to, to nie. Rozważając tak dotarłam do swojej szafki, odłożyłam podręczniki i zabrałam strój na w-f. Ruszyłam w stronę szatni by tam się przebrać co szybko zrobiłam. Mój strój składał się z krótkich czarnych spodenek, białego t-shirtu i czarnych halówek. Zadzwonił dzwonek i ruszyłam w stronę sali gimnastycznej. Tam byli już uczniowie, których wciąż przybywało. W końcu przyszli wszyscy. Oczywiście i tutaj nie miałam szczęścia. Tym razem tą lekcję miałam dzielić z blondynką z stołówki. Co za pech. Wreszcie przyszedł nasz nauczyciel pan Jim Jones. Do niego to akurat nic nie miałam. Lubiłam w-f, a on wydawał się w porządku. Najpierw sprawdził obecność, a później powiadomił nas,że dzisiaj zagramy w siatkówkę. Dla mnie spoko. Najpierw mieliśmy rozgrzewkę. Później pan dobierał nas w pary:
- Brown będziesz z Evans.
Na te słowa obie dziewczyny się skrzywiły. Nauczyciel wyczytywał kolejne nazwiska, aż wreszcie dotarł do mnie:
-Ramirez . Ty będziesz z... Williams.
Nie za bardzo wiedziałam o kogo chodzi,ale moja wiedza szybko została zaspokojona, ponieważ w moją stronę szła ... Nie zgadniecie kto. Blondynka z stołówki. Tak teraz nie już blondynka tylko panna Williams. Świetnie. Po prostu świetnie.Powitała mnie z tymi słowami:
-Widzisz jakie masz szczęście Ramirez ? Każda tutaj dziewczyna chciała by być na Twoim miejscu.
- Dobra daruj sobie. Może zamiast gadać pokażesz co potrafisz.
Powiedziałam a ona tylko się uśmiechnęła. Pan Jones gwizdnął i pokazywał nam ćwiczenia, które mamy robić. Nie powiem zdziwiłam się, że moja partnerka nie robi żadnych problemów. Co więcej dobrze wykonywała ćwiczenia. Oczywiście ja nie byłam gorsza. Po skończonych ćwiczeniach przyszedł czas na mecz. Tak i oto byłam w grupie z panną Williams i innymi dziewczynami. Zaczęła się gra. Grałyśmy dobrze. Przynajmniej moja drużyna. Blondynka nie powiem nie źle grała. Ja jej wystawiałam, a ona celne zbijała, a czasami na odwrót. Szczerze mówiąc tak jakby tylko my dwie grałyśmy z naszej drużyny,a reszta dziewczyn trzymała się z boku , czasami zagrywając. Było 15:24 dla nas. Musiałyśmy zdobyć jeszcze jeden punkt i koniec meczu. Ja byłam na zagrywce i to ja musiałam go zdobyć. Odbiłam kilka razy piłkę o podłogę by później ją podrzucić i odbić. Nagle wszystko się zatrzymało. Widziałam jak piłka leci w stronę boiska przeciwnika. Dziewczyny szykujące się do odbioru. Aż wreszcie piłkę odbijając się o podłogę w prawym końcowym rogu boiska i gwizdek. Wygrałyśmy. Zdobyłam punkt. Wszystko wróciło do normy. Dziewczyny z mojej drużyny ucieszyły się , nawet ja pod wpływem radości przybiłam piątkę z Williams. Szybko się jednak ogarnęłam i wróciła obojętność. Pan Jones bardzo się cieszył z mojej i Williams gry, więc dał nam piątki. Zadzwonił dzwonek. Ruszyłam do szatni by się przebrać. Szybko ubrałam na powrót moje czarne rurki, białą bokserkę i czarną bluzę. Założyłam jeszcze wysokie czarne trampki i wyszłam z szatni. Skierowałam się w stronę mojej szafki. Tam schowałam strój, zabrałam portfel i ruszyłam do stołówki. Zabrałam sałatkę, jabłko, jogurt i dwie butelki wody. Za wszystko zapłaciłam i ruszyłam w stronę stolika tam gdzie wczoraj usiadłam. Miałam szczęście. Nikt tym razem mi nie przeszkodził. Najpierw wypiłam pół butelki wody. Co jak co, ale mecz był męczący. Następnie wzięłam się za sałatkę, którą szybko zjadłam by później wziąć się za jogurt. Niestety nie zjadłam go kiedy zobaczyłam,że jest z owocami. Ble. Nie wiem jak ludzie mogą takie coś jeść. Wypiłam całą wodę z butelki. Spojrzałam na telefon, który obwieszczał mi ,że za chwilę jest koniec przerwy. Tak więc zabrałam swoje rzeczy i poszłam je wyrzucić zostawiając butelkę wody i tacę, którą  odłożyłam na miejsce. Byłam już przy wyjściu, gdy weszły Williams i jej przyjaciółka. Ich wzrok oczywiście padł na mnie. Wiedziałam,że to nastąpi, więc im szybciej to nastąpi tym lepiej. Williams zabrała głos:
-No Ramirez jak się dobrze składa. Wybiła Twoja godzina. To jak ? Jaka jest woja decyzja ?
- Pamiętaj. Od tego zależy Twoja przyszłość w tej szkole. - dodała brązowowłosa.
- Dziękuje za przypomnienie...- powiedziałam na końcu zadając nieme pytanie dziewczynie.
Ta na szczęście się skapnęła o co chodzi i mi odpowiedziała:
-Selena. Selena Torres. A o jest Taylor Williams.
Przedstawiła siebie i przyjaciółkę. Powiedziałam:
- Nie mam ochoty z Wami rozmawiać. Odwalcie się ode mnie. Nigdy mnie nie spotkałyście.
Kiedy skończyłam ruszyłam w stronę drzwi. Tam poszłam do swojej szafki zabierając książki do geografii.Szybko poszłam do klasy zajmując swoje miejsce na końcu sali. Uczniowie zaczęli zajmować swoje miejsce. Zadzwonił dzwonek. Wszyscy byli już obecni i czekaliśmy teraz na pana Rogersa Cooka, nauczyciela tegoż przedmiotu. Kiedy przyszedł zaczęła się lekcja. Oczywiście słuchałam go uważnie robiąc staranne notatki. Geografia nie należała do moich ulubionych przedmiotów, lecz to nie znaczy, żebym ją olewała i miała złe stopnie. Zawsze do nauka pomagała mi oderwać swe myśli od problemów. Była tak jakby ucieczką. Dlatego zawsze byłam wzorową uczennicą. Nigdy nie miałam problemów, nauczyciele mnie lubili. Moje tak jakby zamiłowanie do nauki nie wzięło się znikąd. Jak już wspomniałam do było oderwanie od rzeczywistości, która była dosyć brutalna dzięki mojej ciotce... Nagle usłyszałam dzwonek. Szybko zapisałam zadanie domowe z tablicy i ruszyłam do szafki by zabrać plecak, do którego włożyłam geografię, muzykę historię i geometrię oraz wodę. Zamknęłam ją i ruszyłam do sali gdzie mamy zajęcia z muzyki.

Muzyka. Tak. To jest druga rzecz, która odrywa mnie od świata. Uwielbiam wsłuchiwać się w melodię instrumentów, które pod wodzą wybitnych kompozytorów, muzyków tworzą niezapomnianą melodię, historię życia. Tak dla mnie to historia życia, ponieważ każda melodia, piosenka została stworzona poprzez jakieś ważne wydarzenie w życiu jego stwórcy, który pragnie upamiętnić ją właśnie tą melodią, pieśnią. To nic innego jak wyrażenie swoich uczuć poprzez muzykę. Dlatego tak ubóstwiam  muzykę. To nie tyko  dźwięki odgrywane przez kompozytorów. Nie. to przede wszystkim  ich historia i chęć wykrzyczenia swoich uczuć. Ja też chciałabym umieć powiedzieć o swoich uczuciach, ale niestety nie potrafię.

Zamyślenia wyrwał mnie głos. Kobiecy głos. Oburzony głos. Potrząsnęłam głową i spojrzałam przed siebie. Tam zobaczyłam... Nie da się tego opisać. Dziewczyna. Piękna dziewczyna. Wysoka, szczupła, ale zaokrąglona tam gdzie powinna. Ubrania z najwyższej półki. Pozycja zgrabna i pełna gracji. Aż wreszcie twarz. Niezapomniana. Choć widać na niej oburzenie to i tak jest zjawiskowa. Owalna twarz. Pełne różowe usta. Zgrabny nos. Blada cera, która ach tak kontrastuje z jej ostro rudymi falowanymi włosami sięgających jej do łopatek. I oczy. Tak. Piękne zielone oczy ciskające w moją stronę błyskawice  i zniecierpliwienie. Jeszcze raz pokręciłam głową i spojrzałam na nią mówiąc:
- Przepraszam,zamyśliłam się.
- No to właśnie widzę. Ale naprawdę,żeby mnie nie zauważyć.
Ogarnęło mnie zirytowanie i powiedziałam:
- No nie następna się znalazła. Heloł ja tu jestem dopiero drugi dzień, więc nie oczekuj,że znam od razu całą śmietankę towarzyską waszej szkoły.
Dziewczyna chciała coś powiedzieć, ale nie dałam jej dojść do słowa mówiąc dalej już poważnie zirytowana:
- Co może i Ty mi powiesz, że dajesz mi czas do jutra, żebym przemyślała swoją sytuację, i jutro Cie przeprosiła, bo inaczej mnie zniszczysz ?  Jeżeli tak to odpuść sobie, bo tego nie zrobię. Już tak mam przesrane u Williams i Torres, więc Ty mi odpuść. A tak w ogóle to kto Ty jesteś ? Jeszcze Cię nie widziałam...
Podniosła rękę na znak, żebym się przymknęła. Nie chętnie, ale zrobiłam to. Dziewczyna zmierzyła mnie wzrokiem i powiedziała:
- Nawet mnie nie porównują do tych zapatrzonych siebie laluń jakimi są Williams i Torres. Są wszystkim co garnę u ludzi. Zarozumiałe, wywyższają się od innych tylko dlatego, że mają bogatych rodziców. Żałosne. Obrażasz mnie porównując mnie do nich, a jeżeli chodzi o przeprosiny to powinnaś to zrobić, bo tego wymaga kultura osobista.
- Przepraszam, ale trochę się wkurzyłam.
- Dobra. Wybaczam, a teraz lepiej ić już na lekcję jeżeli nie chcesz opuścić ją całą.
- Zaraz to, która już jest ? - spytałam zdziwiona.
- Od 15 minut trwają lekcję. Lepiej leć.
Powiedziała rudowłosa,a ja jak na zawołanie ruszyłam biegiem w stronę klasy. Gdy już miałam wchodzić usłyszałam za sobą wołanie nie znajomej, więc się odwróciłam:
- Tak na marginesie Ramirez. Nazywam się Elizabeth. Elizabeth Ross.
Mówiąc to odwróciła się i z gracją wyszła z budynku. W szoku stałam sama na korytarzu aż wreszcie wzięłam się w garść i weszłam do klasy. Oczywiście wszyscy spojrzeli się na mnie. Przeprosiłam panią Ashley Lewis, nauczycielkę muzyki za spóźnienie i usiadłam na swoje miejsc. nie zwracałam uwagi na spojrzenia Williams i Torres , ani na to co mówiła nauczycielka. Mechaniczne pisałam notatkę. Myślami wciąż błądziłam do pięknej dziewczyny. Elizabeth. Trochę staroświeckie imię jak na te czasy no ale imienia się nie wybiera.
Ja mam na przykład Emilia, ale mi się nawet to imię podoba. Rodzice je wybrali chociaż inni chcieli, abym miała imię po babci czyli Anna. Podobno to była taka tradycja,że pierwsza  dziewczyna urodzona w mojej rodzinie otrzymywała mechanicznie imię po babci. Moi rodzice jednak się zbuntowali. Nie chcieli bym miała na imię Anna i jestem im bardzo wdzięczna za to. Podobno chcieli właśnie Emilia dlatego,że najlepsza przyjaciółka mamy, a zarazem moja matka chrzestna miała tak na imię. Dlaczego właśnie po niej ? To proste. Odbierała mój poród. Było to całkiem nie spodziewanie. Były na spacerze,bo był to okres świąteczny. Miałam się urodzić dopiero w styczniu, ale postanowiłam wcześniej odwiedzić ten świat.   Tak urodziłam się cztery  dni po Wigilii. 28 grudnia. Emilia, przyjaciółka mamy wezwała karetkę kiedy mamie odeszły wody, ale było za późno. Sama musiała odebrać poród, a warunki nie były najlepsze. No przecież park i to jeszcze w ostrą zimę nie jest najlepszym miejscem na poród. Ale właśnie w takim miejscu przyszłam na świat. Karetka dosyć szybko przyjechała i zabrała mnie i moją mamę do szpitala. Tam zrobili mi badania, ale przeziębiłam się co nie wróżyło dobrze noworodkowi i to jeszcze wcześniakowi. Chociaż z tym bym się kłóciła, bo okazało się, że miałam przyjść na świat pod koniec grudnia, więc to  się zalicza do przyjścia w odpowiednim czasie. Dobra nie za bardzo w odpowiednim, ale jednak.
Na takich wspomnieniach zeszła mi cała lekcja. Szybko się spakowałam i ruszyłam na parking. Tam szybko odpaliłam maszynę i ruszyłam do domu. Najpierw zrobiłam sobie obiad, czyli zupę pomidorową. Ostatnio coraz bardziej ją lubię, jednak i tak nie przebije rosołu. Gdy zupa była gotowa nalałam sobie porcję, którą ze smakiem zjadłam, a później jeszcze dwie dokładki. Zostało mi jeszcze trochę,więc to będzie też moja kolacja.  Następnie poszłam do kuchni pozmywać po sobie. Gdy już to zrobiłam poszłam do pokoju. am wyłożyłam książki. Poszłam jeszcze zrobić sobie herbatę i gdy znów szłam do pokoju tym razem z herbatą usłyszałam dzwonek do drzwi. Tak mam takie cacko. Poszłam odnieś herbatę do pokoju myśląc jednocześnie jak spławić natręta. Dzwonek zadzwonił jeszcze raz i jeszcze raz. Ktoś się tu niecierpliwi. Wreszcie stanęłam przed drzwiami. Wzięłam głęboki oddech i otworzyłam je. Na progu stała uśmiechnięta pani Scott,

poniedziałek, 11 stycznia 2016

Rozdział 4 Pierwszy dzień szkoły.

Dźwięk. Dźwięk, którego tak bardzo nienawidzę. Otworzyłam oczy i wyłączyłam to irytujące urządzenie jakim jest budzik. Wstałam z łóżka i zabierając uszykowane wczorajszego wieczora rzeczy ruszyłam do łazienki. Tam wzięłam  szybki prysznic, zrobiłam makijaż:nałożyłam fluid, tusz do rzęs i zrobiłam czarne mocne kreski oraz rozpuściłam włosy. No i oczywiście strój w postaci czarnych rurek, koszula w czerwono-czarną kratkę.Po szybkim ogarnięciu łazienki ruszyłam do kuchni zrobić sobie śniadanie, które w mig zjadłam. Następnie ruszyłam do pokoju zabrać plecak uprzednio sprawdzając czy wszystko wzięłam. Po upewnieniu się zarzuciłam go na ramię, schowałam telefon do kieszeni spodni sprawdzając jednocześnie godzinę. Była 7:40. Skierowałam się do holu by tam założyć czarne wysokie buty i tego samego koloru skórzaną kurtkę. Wróciłam się jeszcze do kuchni po klucze od domu i motocyklu, by potem nareszcie ruszyć do wyjścia. Dom zamknęłam na klucz i ruszyłam do garażu. Plecak założyłam na ramiona, kask na głowę i wyprowadziłam swoją maszynę. Wszystko zamknęłam i ruszyłam w kierunku szkoły. Po drodze wstąpiłam jeszcze do sklepu po butelkę wody i podjęłam dalszą podróż. Szybko zajęłam "swoje" miejsce na parkingu szkolnym. Gdy już zdjęłam kask i włożyłam go do  schowka, którego zamknęłam przeczesałam włosy. No to co. Do dzieła, pomyślałam. Cała szkoła dzieliła się na trzy budynki plus dyrekcja . No i jeszcze małe pomieszczenie, które jak się domyśliłam było stołówką. Pierwszą lekcję miałam w budynku pierwszym, więc tam skierowałam swe kroki. Szybko odnalazłam odpowiednią salę i zajęłam miejsce. Było już tam parę uczniów, którzy otaksowali mnie wzrokiem, ale ja nie zwróciłam na to uwagi i usiadłam w ostatniej ławce. Spojrzałam na zegar, który pokazywał,że za pół minuty powinien być dzwonek na lekcję. Omiotłam jeszcze raz salę. Nic nadzwyczajnego. Ławki, krzesła, biurko nauczycielskie, tablica oraz różnorodne mapy i inne rzeczy potrzebne do tego przedmiotu. Zadzwonił dzwonek. Dopiero teraz zobaczyłam, że sala jest już pełna i przez drzwi wchodzi postawny mężczyzna.Na moje oko ma trzydzieści osiem lat. Jest wysoki, ma brązowe włosy, łagodne rysy twarzy. Ma luźną postawę. Jednakże najbardziej co przyciągało w jego wyglądzie były oczy. Błękitne oczy, które błyszczały niesamowicie i tym samym odmładzały go o dziesięć lat. Stanął koło biurka i z uśmiechem spojrzał po klasie na dłużej zatrzymując się na mnie. Po chwili powiedział:
-Witajcie drodzy uczniowie. Jest mi niezmiernie miło znowu Was zobaczyć po wakacjach. Zapewne wszyscy mnie tu już znacie, ale jest wśród Was osoba, która dopiero zaczyna edukację w tej szkole. Tak więc jestem profesor Harrison George i uczę historii.
Na tę słowa wszyscy obrócili twarz w moją stronę. A profesor zaczął mówić dalej:
- Tak jak już zauważyliście osoba, o której mówię siedzi na końcu sali. Podejć tu do mnie młoda damo.
Niestety, musiałam ruszyć się z miejsca i pomiędzy ławkami  ruszyłam w stronę nauczyciela. Gdy to zrobiłam odwróciłam się do całej klasy.
-Przedstaw się i opowiec coś o sobie.-powiedział nauczyciel.
Oczywiście. Można to było przewidzieć, co oczywiście przewidziałam i jako tako coś na kształt przemowy wymyśliłam, ale teraz patrząc na tych ludzi postanowiłam to skrócić do absolutnego minimum, więc:
- Nazywam się Emilia Ramirez i nie pochodzę stąd. Lubię słuchać muzyki i  czytać książki. No i uwielbiam jeździć na motocykle.
Skończyłam moje krótkie przedstawienie i za zgodą nauczyciela ruszyłam do ławki.  Tam usiadłam i nie zwracając uwagę na nauczyciela zapatrzyłam się na obraz za szybą. Ogarnęłam się dopiero, gdy usłyszałam dzwonek na przerwę.Reszta lekcji przepłynęła tak samo: powitanie, ogłoszenie o nowym uczniu, moje przedstawienie, zajmowanie prze ze mnie  miejsce, a dalej już nic nie słuchałam. Po czwartej lekcji czyli wychowaniu fizycznym była przerwa na lunch. Jako, że już pamiętałam gdzie jest stołówka  ruszyłam w tamtą stronę. Tam ustawiłam się do kolejki, by potem włożyć jedzenie na tacę i zapłacić. No i teraz problem: Gdzie ja mam usiąść ?!?!  Wszędzie były zajęte miejsca aż wreszcie zauważyłam pusty stolik. Zauważyłam go dopiero teraz, ponieważ stoi bardziej na poboczu. Gdy byłam w połowie drogi nagle ktoś stanął mi na drodze. Ooo a raczej dwa ktosie. Były to dwie dziewczyny. Jedna była ciemną blondynką o niebieskich oczach. Wysoka, szczupła. Druga także była wysoka i szczupła, lecz ona miała brązowe włosy i tego samego koloru oczy. Obie  były dosyć ładne, ale moim zdaniem za dużo makijażu. Obie  otaksowały mnie wzrokiem raz, drugi, aż wreszcie blondynka powiedziała:
- A to Ty jesteś Emilia Ramirez ?
- Tak to ja. - powiedziałam.
- Ta nowa z naszego rocznika ? -spytała brązowowłosa.
- Zależy, o którym mówisz.- powiedziałam już trochę zirytowana.
- Z ostatniego oczywiście. A niby na jaki wyglądamy ? W ogóle dziwię się, że nas nie znasz.-mówiła brązowowłosa.
- O przykro mi.- mówiłam z udawanym żalem- To kim jesteście ?
Ich miny były bezcenne. Najpierw były zszokowane , a później były po prosty wściekłe. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę jaka cisza panuje na stołówce. Spojrzałam po bokach i zobaczyłam, że wszyscy zastygli i patrzą się na nas. Blondynka postanowiła  wreszcie zabrać głos:
- My przeciwieństwie do Ciebie  liczymy się w tej szkole. Jesteśmy najbardziej popularnymi dziewczynami w szkole, więc trochę szacunku dziewczynko.
Wkurzyłam się. Nikt nie będzie mi mówił do kogo mam mieć szacunek, a do kogo nie. Wzięłam głęboki wdech i powiedziałam:
- Nie mów mi do kogo mam mieć szacunek,a do kogo nie. To ja o tym decyduję, a nie Ty.
Zaskoczyłam ją tą odpowiedzią, Tym razem  to brązowowłosa wzięła głos:
- Nie mów tak do niej. Prawda jest taka, że my się tu liczymy a Ty nie. Jeżeli nas przeprosisz i wyrazisz skruchę przemyślimy to i może damy Ci szansę byśmy zaczęły od początku. Kto wie może się zakolegujemy. Masz czas do jutra.
Powiedziała i odeszły nie dając mi nawet odpowiedzieć. Pokręciłam głową i ruszyłam do mojego celu. Tam usiadłam i ze spokojem zjadłam lunch chociaż przez tą sytuację straciłam apetyt. Następne dwie lekcje przeminęły szybko, choć na ostatniej spotkała mnie przykra niespodzianka. Okazało się, że na te zajęcia chodzą także blondynka i brązowowłosa z stołówki. Ta lekcja ciągła się niemiłosiernie. Gdy zadzwonił dzwonek szybko wypadłam z klasy i ruszyłam na parking. Tam szybko wskoczyłam na maszynę i pojechałam do domu. Po drodze jak wcześnie miałam w zamiarze poszłam do sklepu i wróciłam do domu. Tam zrobiłam obiad i zjadłam go oglądając film. Posprzątałam w kuchni i poszłam do pokoju. Tam rzuciłam się na łóżko. Po chwili założyłam słuchawki, które podłączyłam do telefonu i zaczęłam słuchać muzyki. Przy utworze Chopina, który nie wiem jak znalazł się na moim telefonie zasnęłam. Obudził mnie trzask. Szybko otworzyłam oczy i rozejrzałam się po pomieszczeniu. Odgadłam, że tym przedmiotem, który spowodował ten hałas był mój telefon. Podniosłam go i zobaczyłam na wyświetlaczu, że jest 22. Zdziwiłam się. Tak długo spałam ? Nie możliwe. A jednak. Zegar na ścianie w kuchni mówi prawdę. Jakie jeszcze było moje zdziwienie kiedy poczułam, że nadal jestem śpiąca. Pokręciłam z  niedowierzaniem głową. Poszłam do łazienki. Wykąpałam się, ubrałam w piżamę, zamknęłam drzwi  na klucz, uszykowałam rzeczy na jutro, podłączyłam telefon i położyłam się. Myślałam co mi powiedziała ta dziewczyna w stołówce. Pierwsza myśl  to oczywiście nie ,ale po namyśle nie wiem co mam im powiedzieć. Z jednej strony nie mam zamiaru się poniżać i rozstawiać po kątach, ale z drugiej... NIE !!! Nie ma żadnej drugiej strony. decyzja została podjęta. Dobra, a teraz idź spać. Rozkazuje sobie w myślach. Tak, bo ja to mogę robić, ale innym nie pozwolę. Zasnęłam z uśmiechem na ustach.