piątek, 17 marca 2017

Rozdział 8 Wypadek, nieoczekiwana pomoc oraz propozycja.

Nagle zapadła cisza w całym pomieszczeniu, którą przerwał trzask piłki uderzającej w mój brzuch z ogromną siłą tak iż bym upadła, ale cudem utrzymałam równowagę. Co jest w tej sytuacji zabawniejsze ? To iż zaraz poczułam kolejny ból, ale tym razem w okolicach kręgosłupa. Ból był nie do zniesienia. W tym momencie chciałam zacząć krzyczeć aż mi zabraknie tchu, ale powstrzymałam się. Nie wiem jak to zrobiłam, ale nie dość, że nie krzyknęłam to jeszcze powoli zaczęłam się prostować. Nagle wszystko jakby odżyło, pan Jones podbiegł do mnie pytając mnie czy nic mi nie jest, ale ja byłam w stanie tylko pokiwać przecząco głową. Za swoich pleców usłyszałam śmiech, Oczywiście były to Williams i Evans. Nie trudno było się domyślić kto rzucił we mnie pociskami. Wyprostowałam się i skierowałam się w stronę łazienki. Tam oparłam się o umywalkę i spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Patrzyła na mnie twarz, którą wykrzywiał grymas bólu, a na czole widniały krople potu. Powoli zaczęłam ściągać bluzkę by zobaczyć obrażenia. Tak jak myślałam. Cały przód oraz tył był czerwony i niemiłosiernie piekł. Nagle ktoś wszedł do środka. Nim zdążyłam z powrotem założyć bluzkę intruz powiedział:
- Co Ci się stało Emilio ?
Spojrzałam w lustro, w którym moje oczy spotkały się z innym oczami w kolorze szmaragdu należącymi do Elizabeth Ross. Jej twarz choć wyniosła ukazywała troskę tym co zobaczyła.Podeszła do mnie i powoli zaczęła podnosić bluzkę by jeszcze raz przyjrzeć się moim obrażeniom.
- Musisz iść do pielęgniarki. Kto Ci to w ogóle zrobił ? Chociaż to  mi wygląda na na robotę Taylor i jej pomagierki Evans. Czyżbyście grały na wychowaniu fizycznym tak bardzo uwielbianą grę zespołowo przez Williams, koszykówkę ?
- Tak. Tylko,że Panna Williams nie umie pogodzić się z porażką, której doświadczyła ze strony mojej drużyny, a jak już słusznie zauważyłaś jej pomagierka nie chciała być od niej gorsza, więc skutki sama widzisz.
Nie wiem jak to się stało, że tak bez skrępowania oraz mojej obojętności zaczęłam normalnie rozmawiać z Elizabeth. To dziwne, że przy niej nie czuje tej potrzeby odizolowania od innych, czy podejrzliwości. To jest naprawdę dziwne.
- Nie potrzebuję iść do pielęgniarki. To tylko tak źle wygląda.Nic mi nie jest. Bywało gorzej.
Skończywszy mówić poprawiłam bluzkę i skierowałam się w stronę drzwi, ale zostałam zatrzymana przez zaskakująco silną, a w dodatku chłodną dłoń rudowłosej.
- Nie pójdziesz w takim stanie na lekcję. Musisz iść do pielęgniarki.
Próbowałam się wyszarpnąć, ale to tylko pogorszyło sytuację, ponieważ ból pleców dał o sobie znak, a ja nie zdołałam z tłumić syknięcia. Tą sytuację Elizabeth skwitowała uśmiechem i wciąż trzymając mnie za rękę zaczęła prowadzić w nieznanym mi kierunku. Po wielu skrętach w nieznanych mi jeszcze korytarzach zatrzymała się przed pewnym drzwiami, które są takie samie jak inne niczym nie wyróżniające się drzwi w tej szkole.Jednakże ich różnica polegała na tym iż wisiała na nich tabliczka z napisem: "Gabinet pielęgniarki".  Moja towarzyszka pewnym ruchem zapukała i nie czekając na odpowiedź otworzyła drzwi ciągnąc mnie za sobą. Weszłam do jasnego pokoju o biało pomalowanych ścianach oraz podłodze wyłożonej jasnymi panelami. Z boku pomieszczenia znajdowało się stare biurko, które było zawalone różnymi papierami a  obok, którego znajdowały się szafki z różnymi lekami, na których na przeciwko znajdowała się kozetka. Po za standardowym wystrojem znajdowały się tutaj niezliczone plakaty, które nakazywały o higienie oraz różnych chorobach takich jak np.HIV, HPF.  Na krześle siedziała kobieta. Jest ona małego wzrostu, blondynka o niebieskich oczach oraz przyjaznym uśmiechu. Gdy usłyszała, że wchodzimy podniosła głowę i uśmiechnęła się szeroko na widok rudowłosej, która bez mojej zgody opowiedziała jej o moich dolegliwościach. Ta dopiero później się zorientowała o mojej obecności i po wysłuchaniu Ross szybko do mnie podeszła i skierowała na kozetkę bym usiadła. Wtedy musiałam zdjąć bluzkę, a na widok moich pleców aż się zachłysnęła powietrzem. Zaczęła wcierać we mnie jakieś maście, które choć na początku powodowały pieczenie i szczypanie z czasem przyjemnie chłodziły moje obrażenia. Gdy skończyła oczywiście czysto teoretycznie zapytałam się czy mogę iść na lekcję i szczerze mówiąc spodziewałam się odpowiedzi twierdzącej, a zamiast tego usłyszałam to:
- Nie ma w ogóle takiej opcji. Masz wrócić do domu, a ja Cie zwolnię z lekcji. Najlepiej by było gdyby ktoś po Ciebie przyjechał. Mam zadzwonić dom rodziców czy sama to zrobisz ?
Na wzmiankę o rodzicach przyjęłam chłodną oraz obojętną postawę mówiąc:
- Jest to nie potrzebne. Sama sobie poradzę. Jeżeli już muszę jechać do domu to wrócę tak jak pojechałam, motocyklem.
Po tych słowach nastąpiły kolejne protesty ze strony pielęgniarki, które przerwała osoba, o której obecności zapomniałam:
- Ja ją odwiozę i dopilnuje by bezpiecznie wróciła do domu.
W tym momencie zamarłam z powodu propozycji samej Elizabeth Ross.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz