niedziela, 27 listopada 2016

Rozdział 7 Mecz koszykówki i nowa znajomość

Dźwięk. Irytujący dźwięk, który karze mi powrócić z błogiej nieświadomości do realnego świata. Powoli otworzyłam oczy by chwile później wyłączyć budzik, który spełnił już swoje dzisiejsze zadanie. Trochę zdrętwiałam, więc mocno się przeciągnęłam. Dobra, koniec leniuchowania czas iść do szkoły. Na początku wzięłam się za zrobienie starannie łóżka. Taki nawyk. Później wzięłam ubrania przygotowane zeszłego wieczoru i ruszyłam do łazienki. Tam wzięłam poranny prysznic. Następnie ubrałam czarną bieliznę, czarne jeansy z dziurami na kolanach, biała bluzkę z jakimś rysunkiem i do tego rozpinaną szarą bluzę z kapturem. Szybko zrobiłam delikatny makijaż jak zwykle podkreślając oczy czarnym eyelinerem. Gdy to skończyłam poszłam do kuchni zjeść śniadanie. Oczywiście naczynia zostawiłam niepozmywane mówiąc, że na to czas przyjdzie później. Poszłam do pokoju po plecak i przy okazji uchyliłam okno. Gdy kierowałam się w stronę wyjścia szybko się nakręciłam i zabrałam jeszcze telefon ze szafki nocnej. Gdy byłam już w korytarzu, założyłam skórzaną kurtkę, plecak na ramiona i wyszłam. Zakluczyłam drzwi i poszłam po moje cudeńko.  Szybko to ogarnęłam i 5 minut później byłam już w drodze do szkoły. Dzisiaj pozwoliłam sobie złamać kilka przepisów, ale uszło mi to na sucho. Gdy zajęłam już "moje" miejsce na parkingu, zauważyłam,że miejsca obok mnie są już zajęte, a to dziwne , bo jest jeszcze wcześnie. Jak to ja niewiele się przejmując ruszyłam  do mojej klasy, w której dzisiaj będę rozpoczynała lekcję. Byłam jedną z niewielu osób, która już tam była. Zajęłam swoje miejsce, czyli ostatnią ławkę i wyciągnęłam książki, sprawdzając pacę domową. Gdy już byłam pewna,że jest napisana perfekcyjne zadzwonił dzwonek głoszący rozpoczęcie lekcji. Po niespełna pięciu minutach przyszedł historyk. Rozpoczęła się lekcja. Najpierw sprawdzenie obecności, później zadania domowego, a następnie rozpoczęcie tematu lekcji. Słuchałam uważnie, zapisują co ważniejsze informacje i daty . Tym razem pan Harrison nie zadał nam pracy domowej. Kolejne lekcje płynęły zaskakująco szybko. Nawet geometria, choć pani Campbell wzięła mnie do tablicy z zadania domowego, ale nie zawahałam się ani razu. Cóż. Musiała mi wpisać A. Peszek. Teraz czas na w-f, a potem lunch. Nareszcie. Trochę zgłodniałam. Weszłam do szatni. Nie zwracając na nikogo uwagi szybko się przebrałam i ruszyłam na salę gimnastyczną. Zagrzmiał dzwonek. Co chwilę przybywało kolejnych uczniów mających teraz w-f. Na samym końcu wszedł Pan Jones. Zagwizdną trzy razy  gwizdkiem i kazał ustawić się nam w szeregu. Niezwłocznie wykonałam polecenie. Cholera. Muszę nad tym popracować. Przecież nie mogę  wciąż spełniać wszystkich poleceń. Cholerny nawyk. A wracając do rzeczywistości pan Jones zaczął mówić:
- Dzień dobry dziewczęta. Dzisiaj nie będziemy grać w siatkówkę tylko pogramy sobie w kosza.
Na te słowa większość dziewczyn jęknęła. Koszykówka. To brutalna gra, w której każdy może odegrać się na swoim wrogu. Mówi się, że dziewczyny w tej grze są delikatne, bo nie chcą połamać sobie paznokci. Chociaż to też prawda, ale dla niektórych to idealna okazja   by dać nauczce nielubianej dziewczynie, bo w końcu  przecież istnieje coś takiego jak faul. A w tej dyscyplinie i z chęcią zemsty może mieć poważne obrażenia. Mieliśmy policzyć do czterech. Ja miałam numer 3. Miałyśmy czteroosobową drużynę. Ze mną w składzie znalazła się Brown, którą jedyną tak jakby znałam, bo znałam tylko jej nazwisko. Była to szczupła,wysoka dziewczyna. Miała owalną twarz, mały zadarty nosek i pełne różowe usta. Była szatynką z blond ombre i  pięknymi dużymi błękitnymi oczami, które patrzą się na mnie przyjaźnie.Podeszła do mnie i z uśmiechem powiedziała:
- Cześć. Jestem Katy Brown. Będziemy razem w drużynie.
- Hej. Ja jestem Emilia Ramirez.
- Wiem. Cała szkoła o Tobie mówi. Wszyscy są zaskoczeni,że nie przyjęłaś oferty Torres i Williams. Moim zdaniem dobrze zrobiłaś, a ta akcja na stołówce była bezbłędna. To są puste laski, które myślą,że dzięki pieniądzom mogą wszystko, co przecież nie jest prawdą. Już raz się o tym przekonały, gdy dostały kosza od Christopera i Nicolasa. Raz nawet Taylor próbowała poderwać Malcolma, który już skończył szkołę i oczywiście olał ją ciepłym moczem, ale gdy Elizabeth się o tym dowiedziała była wściekła. Zmieszała Williams z błotem na oczach całej szkoły. Pamiętam ten dzień jakby był wczoraj. To było wspaniałe wydarzenie.
Dziewczyna mówiła, mówiła i jeszcze raz mówiła w ogóle nie dopuszczając mnie do słowa. Choć nie powiem chciałabym zobaczyć Taylor kiedy zostaje ośmieszana na oczach całej szkoły. Przez chwilę się zamyśliłam, ale Kate szybko sprowadziła mnie na ziemię:
-  Emilia słuchasz mnie ?
- Oczywiście.
- To dobrze. Wiesz Selena wciąż ma chrapkę na Nicolasa a Taylor wciąż podoba się Malcolm, ale nikomu tego nie pokazuje, bo nie chce żeby sytuacja znowu się powtórzyła. A i lepiej uważaj na tą Adrię.
Posłałam jej pytające spojrzenie.Ta widząc to szybko pospieszyła z tłumaczeniem:
- To jest tak jakby  ich szpieg. Wszystko co usłyszy idzie im powiedzieć. To istna plotkara, która chce się im wkupić w łaski. Dla mnie to jest osobiście żałosne. Przecież widać na kilometr, że one ją wykorzystują, ale nie jest mi jej żal. To wredna jędza, która uważa się z a nie wiadomo kogo...
Jej wypowiedź przerwał dźwięk gwizdka. Pan Jones kazał jedynkom i czwórkom usiąść, a trójką i dwójką ustawić się na stanowiska. Szybko zajęłam swoje miejsce. Zapanowała cisza, którą po chwili przerwał sygnał gwizdka. Gra się rozpoczęła. Piłka wylądowała w rękach przeciwnika, który zmierzał w kierunku mojego kosza. Szybko ruszyłam w jej stronę i skoczyłam, gdy chciała podać piłkę swojej koleżance. Z łatwością złapałam ją i ruszyłam w przeciwną stronę kozłując piłkę. Nagle naskoczyła na mnie pokaźnych gabarytów dziewczyna . Szybko rozejrzałam się dookoła oceniać sytuację. Kątem oka zauważyłam Kate po prawej, którą nikt nie osłaniał. Szybko zrobiłam zmyłkę niby rzucając do dziewczyny po mojej lewej. Katy przejęła piłkę i zrobiła slalom pomiędzy graczami już miała rzucać, ale nagle ta sama dziewczyna, która chciała mi zabrać piłkę stanęła przed nią. Szybko pobiegłam na lewo krzycząc:
- Katy !
Ta spojrzała na mnie i nie zastanawiając się długo podała mi piłkę. Sprawnie ją złapałam następnie zrobiłam dwutakt i strzał. Katy podbiega do mnie i przybija piątkę.Gramy dalej. Razem z Katy robimy jeszcze kilka takich akcji. Końcowy wynik to 10:2. Wygrałyśmy. Wchodzą następne dwie drużyny.
W jednej z nich jest Williams razem z Evans. Dopiero teraz się jej przyjrzałam.Jest to dziewczyna średniego wzrostu  o nieco zaokrąglonej figurze. Ma na sobie obcisłe różowe spodenki, które ledwo zasłaniają jej tyłek i neonową bokserkę, która dosyć mocno uwydatnia jej piersi, które zresztą na moje oko są sztuczne. Ma twarz w kształcie serca, duże pomalowane na krwistoczerwone usta,średni nos , na którym są piegi oraz zielone oczy, które patrzą się z wyższością na wszystkich w okół. Rozmawia teraz o czymś zawzięcie z Williams jednocześnie poruszając swymi blond włosami, które na pewno nie są naturalne. Parzę się na nią chwilę by po chwili usiąść na ławce i czekać na kolejny mecz. Dziewczyny ustawiają się na swoich miejsca i po chwili słyszymy  gwizdek. Patrzyłam na ten mecz ze stoickim spokojem, jednakże w środku moja szczęka znajdowała się na ziemi.Williams i Evans grały. Ale nie byle jak, szarpały podcinały nogi, popychały. Po pierwszych 5 minutach zeszła jedna zawodniczka, która chyba dostała w brzuch kolanem od Evans. Oczywiście nauczyciel niczego nie zauważył. Gra trwała nadal. Nie było już żadnej dziewczyny, która by nie dostała. Oczywiście jak było można się domyślić Taylor i Adria wygrały. Drużyna dwójek nie mogła już dalej grać, bo były całe poobijane dlatego oddały walkowerem 3 miejsce. Na te słowa pan Jones krzyknął:
- No to teraz walka o pierwsze miejsce. Drużyna trójek proszę wejść na boisko.
Spojrzałam się na Katy, która szła już zająć swoją pozycję. Wzięłam głęboki oddech i poszłam za jej przykładem.Na przeciwko mnie stała Williams, która patrzyła się na mnie z uśmieszkiem. To będzie ostra gra, pomyślałam i zaczął się mecz. Najpierw było spokojnie. Można powiedzieć cisza przed burzą. Razem z Katy zdobyłyśmy kilka punktów, one tak samo. Biegłam  z piłką w stronę kosza już chciałam rzucać, ale nagle usłyszałam krzyk po swojej prawej. Zobaczyłam tam Brown, która siedziała na podłodze i trzymała się za kostkę wykrzywiając twarz w grymasie bólu. Szybko do niej podeszłam nie zwracając uwagi na to ,że Evans zabrała mi piłkę i rzuciła do kosza zdobywając punkt. Podeszłam do szatynki, uklękłam przy niej i zapytałam:
- Co się stało ?
Ona spojrzała na mnie swoimi błękitnymi oczami, w których widziałam ból i powiedziała:
- Williams mnie po pchnęła jednocześnie podkładając nogę. Na dokładkę jeszcze mnie uderzyła w koskę. Chyba mam ją skręconą.
Pan Jones podszedł do nas pytając co się stało. Katy szybko wytłumaczyła mu sytuację, pomijając kwestię kto jej to zrobił choć nie mam pojęcia dlaczego. Podeszła do niej jakaś dziewczyna i zabrała ją do pielęgniarki. Zostałyśmy bez jednego zawodnika, jednakże ja nie zamierzałam się poddawać. Gra została wznowiona.Szybko przejęłam piłkę i ruszyłam w stronę kosza. Dwutakt, rzut i strzał. Wykonałam kilka takich serii zdobywając dużą przewagę. Dziewczyny chciały mnie sfaulować, jednakże nieudolnie. Były ostatnie minuty meczu.Szykowałam się do rzutu i trafiłam. Rozbrzmiał dźwięk gwizdka co oznacza,że mecz się skończył. Byłam cała spocona, na mojej twarzy było można zauważyć kropelki potu, które szybko otarłam i spojrzałam na tablicę z wynikami 16:8. Wygrałyśmy. Odwróciłam się w stronę Williams chcą jej posłać wredny uśmiech, jednakże jedyne co zobaczyłam do piłkę od kosza  lecącą w moją stronę z niesamowitą prędkością.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz